Pomorze Pomerania Pommern

 

Strona główna > Varia > Kultura może stać się szansą Darłowa

Kultura może stać się szansą Darłowa

Krystyna Różańska

- Czytelnikom "Darlowiaka" nazwisko Krystyna Różańska kojarzy się z działem "Kultura". Czy trudno jest znaleźć odpowiedni temat do codwutygodniowych artykułów? Pytam, bo często Darłowo określane jest mianem"kulturalna pustynia".
- Tak, słyszałam takie opinie, ale myślę, że są przesadzone. Z jednej strony rzeczywiście Darłowo wciąż nie wykorzystuje swojej kulturowej szansy związanej z tradycją, przebogatą historią i zabytkami, ale z drugiej - nie można tu mówić o całkowitym marazmie. Raczej o braku informacji. Wielu darłowian po prostu nie wie, jakie imprezy odbywają się na zamku, w domu kultury, czy choćby w szkołach. A że jednak coś wartościowego i ważnego dla darłowskiej kultury tam się dzieje, pokazują właśnie moje artykuły.
- Zadam przewrotne pytanie. A może fakt, że tak mało osób w Dariowie i tworzy lokalną kulturę, i uczestniczy w niej, wynika nie z braku informacji, a z tego, że nie potrzebują kontaktu z kulturą. Szczególnie w dzisiejszych trudnych czasach. Bez kultury da się żyć. Bez chleba nie.
- Nie zgadzam się z takim poglądem. Kultura też jest potrzebna, jest strawą ducha. I właśnie teraz, moim zdaniem, jest potrzebna ludziom jako odskocznia od ich problemów i trosk dnia codziennego. Jest też niezbędna do pełnego rozwoju człowieka, bez niej ubożeje się, choćby portfel był pełen.
- Ale jednak rozwijanie kultury kosztuje. Czy przy blisko 40% bezrobociu w Dariowie miasto powinno dotować tę działalność? Chleba z tego przecież nie będzie ...
- Z takim rozumowaniem też się nie mogę zgodzić. Darłowska kultura wcale nie musi być skarbonką do wrzucania pieniędzy z budżetu miasta. Odwrotnie. Może właśnie dawać pieniądze.
- W jaki sposób?
- Mówiłam już na początku, że Darłowo wciąż nie wykorzystuje
swoich zabytków, historii i tradycji. Co mam na myśli? Choćby Eryka. W końcu mało jest miast w Polsce, które mogłyby się pochwalić tak barwną postacią, królem Danii, Norwegii i Szwecji. Dlaczego nie wykorzystać tego, stwarzając cały cykl imprez kulturalnych, na odpowiednio atrakcyjnym poziomie, które poprzez odpowiednią reklamę przyciągnęłyby do naszego miasta ludzi szukających nie tylko kawałka plaży pod koc. I to nie tylko z kraju, ale i zza granicy. Choćby ze Skandynawii. Do Gdańska ludzie z całego kraju i zza granicy przyjeżdżają specjalnie na Jarmark Dominikański, dlaczego nie mieliby tego robić dla muzycznych, plastycznych,  widowiskowych itp. spotkań z Erykiem.
- Jak mam rozumieć te "muzyczne spotkania"?
- Bardzo prosto. Eryk był nie tylko królem, ale i żeglarzem, piratem. Idealna postać na patrona Festiwalu Piosenki Żeglarskiej. Dlaczego do tej pory festiwal ten, popularne Szanty, odbywa się w Krakowie, który niewiele ma przecież wspólnego z żeglarstwem? Dlaczego nie zrobić tego w nadbałtyckim Darłowie? W sezonie taka impreza mogłaby ściągać wielu miłośników żeglarstwa, turystów, którzy zostawiliby tu pieniądze, bo przecież muszą coś jeść, gdzieś spać. Zawsze przy okazji imprez tego rodzaju ma szansę rozwinąć się lokalny przemysł pamiątkarski, który byłby szansą dla bezrobotnych z pomysłem i inicjatywą, bo tu wielkie pieniądze na początku nie są potrzebne. Eryk mógłby użyczyć swoją podobiznę koszulkom, czapkom, torbom reklamowym, emblematom, naklejkom, figurkom z różnych tworzyw i tak dalej, i tak dalej. Takie imprezy z czasem mogłyby przyciągnąć sponsorów, potem firmy, a z tym wiążą się i nowe miejsca pracy, i pieniądze.
- Czy nie jest to aby bujanie w obłokach?
- A czy bujaniem w obłokach są coroczne festiwale piosenki studenckiej w Świnoujściu czy międzynarodowej w Sopocie? Kołobrzeg też stal się znany dzięki festiwalowi piosenki żołnierskiej.
I zarabiał na tym pieniądze, które potem przeznaczał na rozwój, dlatego wygląda dziś zupełnie inaczej niż Darłowo.
- No, dobrze, ale kto miałby takie imprezy zorganizować?
- Sami darłowianie! Zresztą nie jest to mój pomysł. Mówił już o nim rodowity darłowianin, Andrzej Czarnecki, reżyser głośnego przed kilku laty filmu "Szczurołap", który widziałby się w roli takiego animatora kultury. Z pewnością i swoją cegiełkę dołożyliby dwaj następni darłowscy adepci X Muzy, Arkadiusz Klingiert i Arkadiusz Tomiak, studiujący obecnie w szkołach filmowych w Łodzi i Katowicach, oraz inni darłowianie, którzy dostrzegliby w tym szansę i dla miasta, i dla siebie. Trzeba tylko stworzyć im na początku odpowiednie warunki organizacyjne i finansowe. W interesie nie tylko kultury darłowskiej , ale i całego miasta.
Darłowo naprawdę nie musi być prowincją kulturalną. Skoro trafiło już jako miejsce akcji do powieści słynnego Tyrmanda "Siedem dalekich rejsów", czy do polsko - niemieckiego filmu, kręconego na podstawie powieści Tomasza Manna "Buddenbrookowie", może teraz stać się znane jako miasto Eryka. Przyciągającym turystów i pieniądze nie tylko dzięki turystyce, ale i kulturze.


Z Krystyną Różańską
rozmawiał Zenon Gałuszka

Pieniądz zastępczy

Logo iPomorze

Polecamy

Muzeum Auschwitz-Birkenau Katyń 1940